wtorek, 23 czerwca 2009

Polanów- pierwsza wyprawa życia



No to sobie śmigłam piechotką;)

20.06.2009, sobota , godzina 7:15, Kościół pw. Miłosierdzia Bożego w Szczecinku+ 6-osobowa ekipa nie do zdarcia- POCZĄTEK NIEZWYKŁEJ WYPRAWY, początek pieszej pielgrzymki Świętych Gór do pustelni franciszkańskiej na Górze Polanowskiej. Co prawda nieliczna grupa, ale jak to się mówi: Nie ilość ,ale jakość się liczy- w tym wypadku sprawdziło się to w 100 procentach.

Muszę zaznaczyć,że na pielgrzymkę tą wybrałam się, aby sprawdzić swoje możliwości przed pójsciem w lipcu do Częstochowy(to nielada wyzwanie dla mnie). Oczywiście to nie tylko jakiś sprawdzian, ale i wyprawa z konkretną intencją.. co jeszcze bardziej dodawało mi sił.
Sama nie spodziewałam się, że mam w sobie tyle mocy.

Szliśmy i szliśmy... czas na poczatku mi sie dłużył,ból stóp dawał po sobie znać, ale z kolejnymi kilometrami było coraz lepiej. W końcu mój dotychczasowy rekord wynosił 7 km, a tu pierwszy dzień i zostałam rzucona na głeboką wodę- 35km! Następny dzień 20 czyli w sumie 55 km.Ale to tylko 8 razy więcej od mojego rekordu:)
Kolejne wioski były "zaliczane", postoje..na które z ustęsknieniem czekałam.
Z czasem wszytsko się zmieniało.. 
Ból został jakby zaakceptowany, zmęczenie także. Powiem wręcz,że sił dodawały mi śpiewy, tańce i  modlitwa, która była nieodłącznym elementem naszego wędrowania. Teraz siedząc w domu.. widzę ile modlitwa dodaje siły.. przecież ja nigdy nie szłam takiego kawałka, a tu proszę.."POKONAŁAM SIEBIE".

Msza święta ,Apel Jasnogórski i tańce w kościele z dziećmi z Gozda były kolejnymi momentami, w których dostałam Jezusowego Powera!;) Teraz to szłam z Olą na przodzie grupy, gdzie pozostała czwóreczka znajdowała się z 20 m za nami. Nogi szły i nie chciały się zatrzymywać.Była siła na skakanie, bieganie.Życzliwość ludzi, których spotkaliśmy na drodze była wielkim błogosławieństwem.
Przekonaliśmy się, że plan, który sami sobie układamy w głowie, nie musi się koniecznie zgadzac z PLANEM BOŻYM. Spotkały nas jakieś niespodzianki, ale Szefu wiedział co robi-urozmaicił nam wędrówkę;)2 dni, ale jakże piękne.

DOSZŁAM, doszliśmy pomimo deszczu, pomimo bólu stóp, kolan, odcisków, czy pęcherzy.
Doszliśmy mimo deszczu, mimo wybojów na drodze, bo  Jezus powiedział:
"Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich".
Czuło się to..

Jeszcze bardziej się z mym ludem związałam i JEST RADOŚĆ:)!

Trzy Olki, Karolina, padre Rafał, Brat Józef;)
Za rok będzie nas więcej:)

OFICJALNI HULIGANI JEZUSA!
NAWET KRATA SPIRYTUSA NIE ZASTĄPI CI JEZUSA!

4 komentarze:

Malutka pisze...

oj tak.. czasem tak bywa, że idziesz... i nogi Cię bolą, ale z każdym kilometrem jest coraz lepiej... zapominasz o bólu, napawasz się radością ludzi otaczających Cię wokół... I wtedy dostrzegasz że Jezus choćby pod postacią kropli deszczu czy uśmiechu innej osoby jest tuż obok Ciebie, idzie z Tobą całą drogę..
Tak samo jest na pielgrzymce.. mówisz sobie matko! to jest prawie 600km do przejścia... Idziesz, bolą Cię nogi, może i masz pęcherze, ale z każdym dniem ból staje się coraz mniej bolesny aż w końcu znika, nawet sama nie wiesz kiedy. w zamian za to Bóg daje nam wspaniałych ludzi, którzy są zawsze, i będą obok, gdy będziesz miała zły humor poślą Ci tak szczery uśmiech ze nawet sama nie wiesz, kiedy sama zaczniesz się uśmiechać :)

No Świry Chrystusa w akcji!
Do pielgrzymki :*

Anonimowy pisze...

Oj jak ja CI zazdroszczę takiego początku wakacji ;D
Agugu

Anonimowy pisze...

:))))))))

Anonimowy pisze...

Dziub, mam nowego bloga: http://siedemnasta-pietnascie.blog.onet.pl/

ewa :)
;*